Powieść drogi z wojną w tle
Wychodzenie z internatu
Gdyby książkę ukraińskiego pisarza Serhija Żadana „Internat” zechcieć streścić, a jej akcję potraktować jako, by tak rzec, intrygę, na dobrą sprawę nie byłoby o czym pisać. Nauczyciel Pasza jedzie do pobliskiego miasta, by odebrać z internatu swojego siostrzeńca, cała wyprawa trwa trzy dni, po tych trzech dniach jest z chłopcem znowu w domu. To wszystko. No tak, tyle że ta podróż dzieje się w wojennej scenerii, nie jest łatwo w obliczu przesuwającego się frontu dotrzeć do celu i stamtąd wrócić. Co to za wojna? Co to za front? Kto z kim się zmaga? Otóż z samej powieści nie sposób się tego dowiedzieć. Miejsce akcji i bohaterowie dramatu nie zostają nazwani. Autor unika terminów geograficznych, wzbrania się też przed określeniem nacji. Być może mówi się tutaj różnymi językami, ale ten podział wcale nie jest ostry. Nawet pora roku jest niewyraźna – ni to zima, ni to wiosna, mgła, łaty brudnego niestopniałego śniegu, dużo błota, przede wszystkim błoto, wszystko w nim tonie.
Gdy się już wie tyle, co zostało powiedziane powyżej – czyli właściwie nie wie się niczego – warto zastanowić się nad tytułem. Dlaczego „Internat”? Utwór Żadana można by nazwać opowieścią drogi, ważny jest ruch, przemieszczanie się, i to wszystko, co się w jego trakcie dostrzega. Cel podróży nie jest znowu taki istotny. Pasza i jego siostrzeniec mogliby się znaleźć wśród uciekinierów stłoczonych na dworcu, omijać patrole naszego, a może nie naszego wojska, trafić do piwnicy bloku, gdzie mieszkańcy kryją się przed bombami, zabłądzić do szpitala pełnego rannych, chować się w przydrożnych rowach, gdy słyszą huk nadjeżdżających czołgów, zmierzając dokądkolwiek. Tymczasem: internat… Przedrostek tego słowa to „inter” – oznacza „między”. Cały świat przedstawiony powieści zawieszony jest „między”. Między wrogimi wojskami? To także. Ale również między kształtem rzeczywistości, który się już kończy, a tym, który się dopiero zaczyna.
Oczywiście nie jest trudno odgadnąć, gdzie się toczy akcja i jakie wojska stają tam naprzeciw siebie. Mieszkający w Charkowie pisarz pokazuje, jak wyglądają trwające już od lat walki w Donbasie. Zanim wybuchła ta duża wojna w Ukrainie, tam, w Donbasie, tliła się mała wojna, zdało się zapomniana przez świat i ludzi, na którą nie zwracaliśmy uwagi, do której się przyzwyczailiśmy…
Dzięki Żadanowi i jego powieści można choć spróbować pojąć, co się u naszego sąsiada, napadniętego przez potężnego wroga pod koniec lutego, dzieje. Oto – pompatyczne metafory są tutaj na miejscu – wytapia się w ogniu naród, naród niekoniecznie w znaczeniu etnicznym, raczej obywatelskim, hartuje się jego patriotyzm. Mgła opada, kończą się niejasności, Ukraina przestaje być internatem.
Ale to wcale nie znaczy, że wojna jest czymś dobrym, mgła może i opada, ale błoto, którym wszyscy są ubabrani, pozostaje. Pewien napotkany przez Paszkę stary żołnierz, niegdyś górnik, daje mu na przechowanie bryłę węgla wyniesioną ze zbombardowanego muzeum, na której odbita jest paproć. „Jeszcze się nie urodziliśmy, a ona już miała milion lat. Zdechniemy, a ona dalej gdzieś będzie sobie leżeć. To jest historia, rozumiesz?” Jakby zadawał pytanie: czym jest nasza głupia, brudna wojna wobec tego bezmiaru czasu…
Dział Strategii Rozwoju i Promocji
Andrzej Massé
Serhij Żadan, „Internat”, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2019.
Książka w zbiorach bibliotek mokotowskich: klik tutaj